PO CZTERDZIESTE SIÓDME – czyli o tym, jak podróżować z dzieckiem. Rozmowa z pewną podróżującą Mamą..

Czy tak jak my, jesteście już po urlopach? A może planujecie? Pewnie większość z Was zaplanowane dni wolne ma dopiero przed sobą.. Jedziecie sami, z przyjaciółmi, z rodziną, z dziećmi? No właśnie.. z dziećmi. Często słyszę, że kiedy pojawia się na świecie takie małe Cudo, to wszystko się zmienia. Przychodzą obowiązki, nowe role i strach. Strach przed podróżą poza polskie morze i wakacjami u jednych albo u drugich dziadków. Ale chwila.. czy tak musi być?? Nie wiem, jak bardzo się zmienię, jak bardzo mój światopogląd się zmieni, ale kiedyś, gdy już będę matką, gdy zostaniemy rodzicami, to chcemy tak, jak Oni – Marta i Paweł, nasi przyjaciele.

Poznajcie więc Martę, żeńską część naszego wyjazdowego składu i przede wszystkim mamę Leona. Najpierw była zszokowana Indiami, rok później, gdy była w piątym miesiącu ciąży, przejechała z nami na motorze cały Wietnam. Z półrocznym Leonem zwiedzała uroki północnej Chorwacji, a teraz, z niespełna dwulatkiem spędziła miesiąc w Tajlandii.

DSC05723

Jeśli się więc zastanawiacie, czy jechać z dzieckiem/ dziećmi w podróż do innego kraju, na inny kontynent, zapraszam. Materiał idealny dla Was! 🙂

Nitki w drodze: Byłaś w piątym miesiącu ciąży, gdy wybraliście się w miesięczną podróż do Wietnamu i to jeszcze motorem. W tym roku była Tajlandia, już z dzieckiem. Jak to jest więc podróżować z takim maleństwem?

Marta: Na pewno nie jest tak łatwo, jak bez dziecka. Trzeba się troszeczkę bardziej przygotować na samą podróż – zarezerwować pierwsze noclegi, bo jednak gdy jeździliśmy sami było bardzo spontanicznie, byliśmy bardzo niezorganizowani, a teraz trochę tej organizacji potrzeba. Sami nie wiedzieliśmy jak to będzie, bo pierwszy raz wybraliśmy się w taką długą podróż we trójkę. To był pierwszy lot Leona i właściwie nie wiedzieliśmy, jak on zareaguje. Jesteśmy z niego bardzo dumni, bo przetrwał to naprawdę super, nie był w żaden sposób marudny i nie było to kłopotliwe. Biorąc pod uwagę fakt, że dziecko jest z nami, nie możemy planować tak dużo. Trzeba się zastanowić, ile miejsc chce się odwiedzić i postanowić, aby troszeczkę dłużej pozostać w jednym miejscu, bo wiadomo – przemieszczanie się to jest to, co najbardziej dziecko męczy. Mimo to, podróżowanie z dzieckiem jest naprawdę przyjemne, uczy zupełnie innego postrzegania świata.

Nitki w drodze: Czego Was nauczyła ta podróż?

Marta: Przede wszystkim cierpliwości, ale też tego, że będąc  dorosłymi, jesteśmy czasami uprzedzeni do pewnych rzeczy, a dziecko bierze świat takim, jakim jest, co było widać np. w sytuacji, jak Leon jadł robaki w Bangkoku. Sami nigdy byśmy się na to nie zdecydowali, a dla Leona nie było to nawet obrzydliwe. Po prostu był przekonany, że je frytki i podchodził do tego bardzo swobodnie. Podróżowanie z dzieckiem uczy także tego, że cieszą małe rzeczy. Nie jest ważne, by zobaczyć jak najwięcej zabytków w danym kraju, ale ważne jest, by czerpać z tego czasu spędzonego wspólnie każdą chwilę. Chwile spędzone na plaży, zbieranie muszelek, budowanie zamków z piasku. To jest wielka frajda!

DSC06904

Nitki w drodze: Powiedziałaś, że Leon jadł robaki. Mnie to nie dziwi, bo widziałam, jak mu smakowały, ale Czytelników pewnie tak 🙂 Nie miałaś obaw przed zmianą jedzenia, nawyków żywieniowych Leona?

Marta: Obawy były wielkie, bo Leon jest dzieckiem, które je stosunkowo mało, ale z drugiej strony je praktycznie wszystko. Obawialiśmy się sytuacji, gdy zje coś nieświeżego. Staraliśmy się więc zachować podstawową higienę przed posiłkami, czyli dezynfekcję rąk i sami ocenialiśmy, czy coś jest świeże, czy też nie. Poza tym, podczas tegorocznej podróży do Tajlandii, Leon był jeszcze dzieckiem karmionym piersią. Przed wyjazdem podjęliśmy jednak decyzję, że nie będziemy go odzwyczajać, ponieważ  z doświadczenia wiemy, że w momencie, kiedy pojawiły się u niego problemy żołądkowe, to mleko matki było jedynym pokarmem, które chciał przyjąć. W Tajlandii, o dziwo, Leoś zaczął jeść więcej i miał większy apetyt. Staraliśmy się uważać na to, co jadł,  by nie było bardzo ostre. Mimo to, próbował praktycznie wszystkiego. Na szczęście nic mu nie zaszkodziło i wydawał się szczęśliwym, najedzonym dzieckiem.

Nitki w drodze: A co z innymi obawami? Odnośnie bezpieczeństwa w podróży? Przemieszczania się?

Marta: Główną obawą był lot samolotem. Wiele razy podróżowaliśmy z dzieckiem samochodem i wiedzieliśmy, że potrafi zająć się sobą przez 2 godziny, ale później trzeba go zabawiać. Na szczęście byliśmy większą grupą, więc to obciążenie spadało na więcej osób 🙂 Inne obawy, to inny klimat, pytania, czy zęby nie będą mu wychodziły, czy nie dostanie gorączki, czyli te związane ze zdrowiem. Musieliśmy się więc przygotować w większym zakresie „lekowym”. Jeśli chodzi o dodatkowe szczepienia, to po konsultacji z lekarzem, zdecydowaliśmy, że zaszczepimy go tylko przeciw WZW A, bo pozostałe szczepienia dostawał wg kalendarza szczepień i to było na tę chwilę wystarczające. Obaw przed malarią raczej nie mieliśmy, bowiem Tajlandia, mimo że jest krajem egzotycznym, to nie jest krajem mocno niebezpiecznym. Trzeba było zachować pewne środki ostrożności. Dziecko musiało być posmarowane środkiem przeciw komarom, moskitiera także była wskazana.

Nitki w drodze: Czy braliście dodatkowy bagaż dla dziecka? Słoiczki z jedzeniem, pampersy?

Marta: Leon nie je jedzenia ze słoiczków, więc zdani byliśmy na tajskie jedzenie. Pampersy owszem, mieliśmy ze sobą, podobnie jak chusteczki nawilżające. W Tajlandii pieluchy są drogie. Co prawda w sieci 7-eleven można je dostać, ale to nie są pampersy, więc jeżeli dziecko może alergicznie reagować na inne pieluchy, to warto zabrać ze sobą te odpowiednie. Zabrałam też więcej ubrań, żeby ich nie prać, do tego kilka niewielkich zabawek.

Nitki w drodze: Inne gadżety polecane w podróży?

Marta: Zdecydowanie iPad! W samolocie i pociągu niezastąpiony. Ponadto, różnego rodzaju książeczki i postaci z Lego. Sprawdził się też wózek, który typowym wózkiem nie jest, bo z takim dawno się już rozstaliśmy. Linie lotnicze dopuszczają zabrać ze sobą wózek dla dziecka, dlatego wybraliśmy jakąś alternatywę.  Na początku chcieliśmy zabrać chustę lub nosidełko, bo do tego Leon był przyzwyczajony, ale noszenie dziecka na dłuższą metę nie byłoby dobrym pomysłem. Znaleźliśmy bardzo fajny wózek – Ulfbo. Dosyć ciężki, ale pakowny i bardzo przydatny, bo zamiast Leona często woziliśmy na nim nasze bagaże, albo i siebie nawzajem:)

DSC06146

DSC06714

Nitki w drodze: Jak z Waszym czasem w podróży? Wcześniej w dwie osoby, teraz całą rodziną? Czym się różni takie podróżowanie we dwoje od podróżowania z dzieckiem?

Marta: Tak, jak powiedziałam na początku, potrzebna nam była teraz większa organizacja. Musieliśmy też z niektórych rzeczy zrezygnować, np. z całodniowego snorkellingu, czy też trekkingu po dżungli, a przestawić się na dłuższy odpoczynek i relaks np. na plaży, bo tam Leon był w swoim żywiole. Jeśli chcieliśmy mieć trochę czasu tylko dla siebie, to mieliśmy Was i przede wszystkim Babcię i Dziadka, którzy z przyjemnością opiekowali się wnukiem.

DSC07324

Nitki w drodze: To jeszcze ostatnie pytanie. Należy się bać dalekich podróży z dzieckiem? Lotów? Innych krajów? Czy może wręcz odwrotnie?

Marta: Na pewno nie należy się bać. Trzeba spróbować. Każde dziecko jest inne, inaczej będzie się zachowywało, inaczej zareaguje na nowy kraj i otoczenie. Nasze pierwsze doświadczenie jest pozytywne, więc śmiało będziemy namawiać do takiej formy podróżowania.

Nitki w drodze: W takim razie życzymy Wam więcej wojaży, a wszystkim Czytelnikom takiej odwagi, jaką Wy macie 🙂

 

PO CZTERDZIESTE SZÓSTE – Chorwacja

Wielkimi krokami idzie do nas lato! Coraz więcej kresek na termometrze, więc zaczynamy myśleć tylko o wakacjach. Zaczynamy wymyślać trasy naszych wakacyjnych wojaży. Dziś więc coś dla tych, którzy chcą być wierni Europie! Chorwacja! Nie za blisko Polski, nie aż tak daleko. W sam raz na typowy dwutygodniowy urlop. Ja tymczasem zabieram Was nie na dwutygodniowy, ale na trochę krótszy, tygodniowy urlop, spędzony wyłącznie w północnej części tego kraju..

Dlaczego tydzień? Dlaczego Chorwacja? Dlaczego Europa?

A dlatego, że tylko na tyle pozwoliły nam nasze ilości dni urlopów. Co prawda byliśmy tam w 2012 roku, ale jako świeżo upieczeni małżonkowie chcieliśmy chociaż na chwilę gdzieś wyjechać. Odetchnąć i odpocząć po niezbyt długich, ale intensywnych przygotowaniach do naszego ślubu i wesela 🙂 Wybór padł na Chorwację! Nie jest aż tak daleko, żebyśmy w ciągu tygodnia nie dali rady wrócić, a pogoda we wrześniu była gwarantowana.

DSC06922

Wybraliśmy Pulę – stolicę półwyspu Istria, położoną na skraju półwyspu nad Morzem Adriatyckim. Pula podobnie jak Rzym, położona jest na siedmiu wzgórzach. Miasto to ma przepięknie zachowane starożytne Stare Miasto, zatem koniecznie trzeba zobaczyć:

    • Amfiteatr z I wieku– jeden z trzech najlepszych zachowanych amfiteatrów, w którym odbywały się walki Gladiatorów. Udostępniony do zwiedzania; obecnie odbywają się w nim  mecze np.w hokeja.

DSC06510

DSC06489

    • Łuk Sergiusza – Złota Brama – wybudowany przez rodzinę rzymskich Sergiuszy na cześć czterech zmarłych członków rodziny. Wybudowany został przy bramie miasta, która została zburzona w XIX wieku.

DSC06843

    • Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – rzymskokatolicka katedra wybudowana w miejscu dawnej świątyni Jowisza.
    • Forum – najważniejsze miejsce w starożytnym mieście, znajdujące się na skrzyżowaniu dwóch głównych dróg. Odbywały się na nim najistotniejsze wydarzenia z życia miasta.

DSC06795

    • Świątynia Oktawiana Augusta – usytuowana w centralnym punkcie miasta – na Forum. Wsparta czterema kolumnami, obecnie jest miejscem wystawy sztuki antycznej.

DSC06796

    • Zamek z XVI wieku – położony na wzgórzu zamek z fantastycznym widokiem na miasto i morze.

DSC06807

DSC06813

Wymienione zabytki zdążyliśmy zobaczyć właściwie w jeden dzień, ale mimo to wracaliśmy w zakątki Starego Miasta codziennie.. Na lody, na kawę, na kolację. W ciągu dnia wsiadaliśmy w samochód i szukaliśmy odpowiedniego miejsca do wylegiwania się. Podobno okoliczne plaże są jednymi z najpiękniejszych, dlatego codziennie byliśmy w innym miejscu. Czy takie są rzeczywiście? Nie wiem, nie mam porównania, choć wydaje mi się, że te południowe są zdecydowanie ładniejsze.. bynajmniej na zdjęciach znalezionych w internecie 🙂

Coś mi się wydaje, że będziemy musieli kiedyś tu wrócić…

DSC06912

DSC06699

DSC06323

DSC06801

DSC06776

Informacje praktyczne:

 – warte polecenia jest miejsce, w którym się zatrzymaliśmy: piętro domu, dwie sypialnie, salon z kuchnią, łazienka, taras, spokojna okolica, 10 min. na pieszo do Starego Miasta (sprawdźcie tutaj). Za tydzień pobytu w 2012 roku płaciliśmy ok. 800 zł / 4 osoby dorosłe + dziecko + pies.

 

PO CZTERDZIESTE PIĄTE – wschody i zachody

Pewnie każdy z Was ma takie miejsce, w którym mógłby przesiadywać godzinami. A jeśli jeszcze jesteśmy na wakacjach, nie mamy stresu, nie musimy o niczym myśleć, niczym się nie przejmować, tylko siedzieć i patrzeć, to już w ogóle jest to spełnienie marzeń. Można się wyłączyć, podziwiać, patrzeć i nie wychodzić z  zachwytu nad naturą i nad tym co matka Ziemia nam oferuje.

Podczas pobytu w Tajlandii, naszym rajem okazała się wyspa Koh Kradan. Niby koniec wakacji, mamy się zbierać i ładować akumulatory na powrót, ale czas tu zupełnie inaczej zaczął biec. Każdy dzień był tu jakiś długi, spokojny, mało chaotyczny, jak na Azję 🙂 Może dlatego, że dzień zaczynaliśmy od wschodu słońca, obserwowaniu wyłaniających się promieni, później wypatrywaniu jego zachodu i po zmierzchu kończeniu dnia powrotem do naszej bambusowej chatki..

To jak? Gotowi na najpiękniejszy wschód słońca w Tajlandii??

DSC08351

DSC08357

DSC08358

DSC08361

DSC08363

DSC08364

DSC08367

A teraz gotowi na zachód słońca?!

DSC08498

DSC08321

DSC08311

DSC08486

DSC08516

DSC08511

DSC08519

DSC08520

PO CZTERDZIESTE CZWARTE – Watykan – najmniejsze państwo świata

Dla mnie Rzym, to nie tylko Koloseum, Schody Hiszpańskie, czy też Zamek Św. Anioła. To przede wszystkim Watykan. Niesamowity, ciekawy i pełen zadumy.

Błogosławionego Jana Pawła II,za kilka dni naszego Świętego, widziałam kiedyś w Toruniu. Kiedyś, gdy byłam jeszcze dzieckiem, podczas Jego pielgrzymki do Polski. Za dużo nie pamiętam, był tłum ludzi, śpiew, modlitwy. Obiecałam sobie i mojej Mamie, że kiedyś pojedziemy do Niego. Kilkanaście lat później jesteśmy tu, na placu Św. Piotra, czekamy w kolejce, przechodzimy kontrolę, wchodzimy po schodach do Bazyliki Św. Piotra, by spotkać się z Nim, by móc modlić się z Nim i do Niego. Jesteśmy przy Jego grobie.. W końcu.

DSC09217

DSC09214 Kaplica św. Sebastiana

Żeby obejść Bazylikę potrzebujemy kilku godzin. Każdy szczegół, każda figura, rzeźba,  malowidła ścienne. Wszystko jest interesujące i zdumiewające. Chodzimy, oglądamy, w końcu udajemy się na kopułę, by zobaczyć Rzym trochę z innej strony..

DSC08827

DSC08823

DSC08819

DSC08810

A nocą? Jak jest tu nocą? Właściwie możemy być tylko na Placu Św. Piotra i znów jest pięknie, znów nas tu ciągnie.. Każdego wieczora naszego pobytu w najmniejszym państwie świata..

DSC09176

DSC09142

Informacje praktyczne:

– wejście na kopułę: 7 euro winda + 320 schodów lub 5 euro – 221 + 320 schodów;

– dojazd do Watykanu: z Termini kursuje tu wiele autobusów, np. 64 lub metro linia A (czerwona) kierunek Battistini, stacja Ottaviano;

– przeznaczając czas na zwiedzanie Watykanu, warto udać się również do Muzeów Watykańskich, Kaplicy Sykstyńskiej, czy też Ogrodów Watykańskich.

DSC08998

DSC09016

DSC09019 Niedzielny „Anioł Pański”

DSC08706

DSC08713

DSC08717

DSC08738

DSC08750

DSC08751

DSC08762

DSC08773

DSC08858

DSC08861

PO CZTERDZIESTE TRZECIE – Piazza Navona

DSC08962

Piazza Navona, czyli Plac Navona, to miejsce, które najbardziej mnie urzekło. Mogłabym tu siedzieć godzinami i obserwować ten gwar. Artystów sprzedających swoje prace, ludzi przechodzących, zachwycających się rysunkami, kamienicami, włoskimi okiennicami, fontannami. To miejsce, które żyje, gdzie przy każdej fontannie ktoś odpoczywa, obserwuje.. W przewodniku wyczytałam, że plac ten w starożytności był placem manewrowym wojsk rzymskich, dziś natomiast w żaden sposób tego nie przypomina, jednakże budynki przy placu podobno są zbudowane na stopniach stadionu. Usytuowane tu 3 fontanny są z główniejszych atrakcji tego miejsca i ogólnie miasta.
Fontanna Czterech Rzek, przedstawia, jak sama nazwa wskazuje cztery rzeki: Dunaj, Nil, Ganges oraz La Plata, które odpowiadają czterem kontynentom. Usytuowana jest na środku placu, na przeciw wejścia do Kościoła Św. Agnieszki. Po jednej ze stron otacza ją Fontanna Neptuna, zaś po drugiej Fontanna Mauretańska.

DSC08965

DSC08970

DSC08972

DSC08945

DSC08947

DSC08976

Wspomniany Kościół Św. Agnieszki został wybudowany przez Papieża Innocentego X, na miejscu dawnego cyrku Domicjana, w którym została ścięta św. Agnieszka. Wnętrze kościoła jest bardzo efektowne, z oddzielną kapliczką z przechowywanymi relikwiami św. Agnieszki. Niestety, wewnątrz obowiązuje zakaz fotografowania.

DSC08980

Z Piazza Navona możemy wejść również do Pałacu Braschi, w którym mieści się Muzeum Miasta Rzymu, a także możemy ujrzeć fasadę Pałacu Pamphili, gdzie obecnie swą siedzibę ma ambasada Brazylii.

Mmmm.. trochę się rozmarzyłam, ale chciałoby się mieć pracę z widokiem na Piazza Navona! 🙂

DSC08937

DSC08943

DSC08939

DSC08979

DSC08975

DSC08958

DSC08974

DSC08954

DSC08953

DSC08951

DSC08949

DSC08948

DSC08977

PO CZTERDZIESTE DRUGIE – rzymskie wakacje

Do Rzymu zbierałam się dość długo, żeby pojechać, zwiedzić i później o nim opowiadać. Poza tym, obiecałam kiedyś Mamie, że pojedziemy tam razem, więc słowa dotrzymałam! 🙂 Zabrałyśmy ze sobą jeszcze jedną osobę – moją Teściową. Tak więc w pewne marcowe, piątkowe przedpołudnie wyruszyłyśmy ku stolicy Włoch. Rzym przywitał nas za to  kilkunastoma stopniami ciepła, więc następne dni były wypełnione wyłącznie zwiedzaniem i długimi spacerami.

Te 5 dni w stolicy, a właściwie 3 przeznaczone na zobaczenie tego co najważniejsze to zdecydowanie za krótko, by odpocząć, spojrzeć na miasto trochę z drugiej strony, którą najbardziej lubię i która najbardziej fascynuje. O jakiej stronie mówię? Jasne, że tej mniej turystycznej. Jednak 3 dni były wystarczające, by wypić dobrą, włoską kawę, by zjeść prawdziwą włoską pizze i rewelacyjne suppli, a przede wszystkim zobaczyć perełki wymienione w przewodniku i ukłonić się przed grobem naszego Błogosławionego Ojca Świętego. Ale o Watykanie nie będę teraz pisała, bo to najmniejsze państwo świata zasługuje na oddzielny wpis. Więc jak? Macie ochotę na zwiedzenie włoskiej stolicy? Chcecie zobaczyć Zamek Św. Anioła, Koloseum, Schody Hiszpańskie, czy Fontannę di Trevi? Tak? To zapraszam!

DSC08896

ZAMEK ŚWIĘTEGO ANIOŁA – położony na prawym brzegu Tybru, do którego prowadzi pięknie udekorowany most; dawniej więzienie, a także siedziba papieży. Połączony korytarzem z Pałacem Apostolskim.

DSC08897

DSC08904

BAZYLIKA ŚWIĘTEGO PAWŁA ZA MURAMI – do czasu wybudowania Bazyliki Św. Piotra, największa Bazylika w Rzymie. Na murach znaleźć możemy medaliony z wizerunkami papieży.

DSC09272

DSC09261

DSC09258

DSC09247

DSC09246

DSC09238

DSC09236

DSC09242

BAZYLIKA ŚWIĘTEGO JANA NA LATERANIE – katedra papieży-biskupów, gdzie Papież zobowiązany jest odprawiać tu Msze Św. z okazji świąt. Obok Kościoła usytuowane jest Baptysterium Św. Jana oraz wejście do budynku, w którym przechowywany jest obraz Chrystusa. Prowadzą do niego Święte Schody, które wg legendy przywiezione zostały przez Św. Helenę z Jerozolimy z domu Poncjusza Piłata, po których wchodził Jezus.

DSC09350

DSC09338

DSC09337

DSC09336

DSC09348

KOLOSEUM I FORUM ROMANUM – Koloseum przedstawiać Wam nie muszę. To najbardziej krwawe i znane miejsce walk gladiatorów. Forum Romanum natomiast to miejsce, w którym wg legendy doszło do założenia Rzymu przez Romulusa.

DSC09299

DSC09300

DSC09319

DSC09324

POMNIK WIKTORA EMANUELA II, OŁTARZ OJCZYZNY ORAZ ŚWIĄTYNIA … – pomnik z XIX wieku został zbudowany w hołdzie Wiktorowi Emanuelowi II, który był pierwszym królem zjednoczonych Włoch. Podobno Rzymianom niezbyt się on podoba, bowiem nazywają go maszyną do pisania. Z kolei poniższa niewielka świątynia, której niestety nazwy nie pamiętam, zrobiła na nas ogromne wrażenie ze względu na malowidła ścienne i dziedziniec wewnątrz.

DSC09329

DSC09315

DSC09312

FONTANNA DI TREVI – jedna z najważniejszych i najbardziej oblegana atrakcja Wiecznego Miasta. Fontanna leży na skrzyżowaniu trzech ulic, stąd też jej nazwa. Ciekawe jest to, iż jest zasilana wodą z akweduktu Aqua Virgo. Wrzucenie monety do fontanny oznacza, że chcielibyśmy powrócić w to miejsce. Ja wrzuciłam, więc mam nadzieję, że jeszcze tu wrócę 🙂

DSC09071

DSC09072

SCHODY HISZPAŃSKIE – wieczorne Schody Hiszpańskie zostawiłam na koniec. Nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia, ale mimo to, te 138 stopni są jednymi z najwyższych i najszerszych schodów w Europie. Z placu Hiszpańskiego prowadzą do KOŚCIOŁA ŚWIĘTEJ TRÓJCY.

DSC09110

DSC09122

DSC09121

DSC09131

Informacje praktyczne:

– nocleg: wynajęłyśmy mieszkanie oddalone od Watykanu 10-minutowym spacerem – doba 27,5 €/os. Naprawdę warte polecenia: namiary znajdziecie tu;

– bilety lotnicze spokojnie możecie znaleźć w cenie 200-300 zł, ale szukajcie, bo zdarzają się jeszcze tańsze;

–  transport: po Rzymie możemy przemieszczać się metrem, autobusami lub tramwajami, ale warto zadbać o kondycję i zwiedzać na pieszo;różne kombinacje biletów, głównie 1,5 euro za 1 bilet; jeśli chcecie zwiedzać rzymskie muzea i sporo przemieszczać się transportem publicznym warto kupić RomaPass, czyli 3-dniowy karnet z całą komunikacją w cenie, dwoma muzeami gratis i zniżkami do innych;

– dojazd z lotniska Ciampino do Termini (główny dworzec):
1) autobus + metro: wychodzimy poza teren lotniska, wsiadamy w autobus Atral (1,2 euro), następnie dojeżdżamy do stacji metra Anagnina (linia A; bilet na 100 minut – 1,5 euro – możliwość 1 przejazdu metrem, pozostałe minuty innymi środkami transportu);
2) autobus Schuttle Bus – 3,9 euro;
3) autobus Terravision – 4 euro; kupując bilet na lotnisku w dwie strony płacimy 8 euro (po 4 euro za każdą stronę); kupując bilety oddzielnie – bilet do centrum 4 euro, a powrotny kupowany dopiero przy Termini (właściwie Via Marsala) będzie kosztował 6 euro. Jeśli będziecie jechać z Termini na lotnisko Ciampino, musicie odebrać kartę pokładową z TerraCafe;

– bilety wstępów:
1) Zamek Św. Anioła – 8,5 euro/os.
2) Koloseum, Forum Romanum, Wzgórze Palatyńskie – obowiązuje jeden bilet – 12 euro/os.

PO CZTERDZIESTE PIERWSZE – okolice Hoi An

Do Hoi An dotarliśmy zatrzymując się po drodze w Da Nang. Z Hoi An wyjeżdżaliśmy mijając i zwiedzając My Son.

Największą atrakcją Da Nang są Góry Marmurowe i China Beach – urokliwa plaża z kompleksem resortów, jakich w Polsce jeszcze długo mieć nie będziemy. Niedaleko tej plaży zobaczyć można pięć wyrastających gór. Wg legendy są to jaja jakiegoś ogromnego smoka. Weszliśmy na jedną z nich, przechodząc przez groty, jaskinie i wybudowane świątynie, z wierzchołka której roztacza się widok na morze, okolicę i pozostałe „smocze jaja”.

DSC01072

DSC01074

China Beach

DSC01144Uliczne pracownie ulokowane tuż przy Górach Marmurowych

Możliwy wjazd windą

DSC01133Punkt widokowy

Z kolei My Son, wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO, to właściwie ruiny dawnych świątyń państwa Czamów. Ten dawny ośrodek religijny funkcjonujący między IV a XIII wiekiem, jest obecnie zniszczonym i zrujnowanym obszarem pełnym ceglanych murów, płaskorzeźb oraz min z czasów wojny. Ważne jest więc, by się nie oddalać od wytyczonych tras.

 

PO CZTERDZIESTE – magiczne Hoi An

Hoi An, to miasteczko w centralnym Wietnamie słynące z krawców i szewców, gdzie rano zdejmują miarę, a wieczorem ubierasz swoje nowe wdzianka 🙂  Jeśli zakupy, to tylko w Hoi An! To miejsce swym urokiem przypominające jakieś małe włoskie miasteczko. Magiczne, niepowtarzalne, trochę jakby śródziemnomorskie, ale z azjatyckim akcentem. Spędziliśmy tu kilka dni, bo nie potrafiliśmy opuścić tego miejsca. Mimo że jest tak licznie oblegane przez turystów, że na każdym kroku są sklepy z pamiątkami, rękodziełem, ubraniami, butami, wszystkim, czego tylko sobie zapragniemy, to jest tu też część z bazarami, lokalnymi targowiskami i po zmroku opustoszałymi uliczkami w głębi miasta. Nie przeszkadzało nam, że co krok widzimy białe twarze, a przecież jesteśmy w gościnie u Azjatów. Zakochaliśmy się w tym mieście od pierwszego wejrzenia! W małych restauracyjkach, życzliwych ludziach, w leniwych i przemiłych wieczorach, w kolorowych drinkach, w wietnamskim winie.. Trochę czujemy się jak na Ha Long i myślimy sobie „chwilo trwaj”..

DSC01154

Z Hoi An wyjeżdżamy szczęśliwi, pełni romantyzmu, z plecakami wypchanymi uszytymi płaszczami, marynarkami, pamiątkami i pięknym pierścionkiem na palcu! Tak, tak.. to tu się zaczęła podróż Nitek w drodze 🙂

DSC01153

DSC01360 Kokony jedwabnika wykorzystywane do produkcji jedwabiu

DSC01357

DSC01422 Japoński most z XV w. dzielący dzielnice japońskie i chińskie

DSC01420

DSC01391

DSC01376

DSC01214

Poza naszymi zdjęciami, w poście umieszczono zdjęcia naszych współtowarzyszy podróży – Marty i Pawła.

PO TRZYDZIESTE DZIEWIĄTE – tak bardzo rajsko!

W zeszłym roku myślałam, że na Sri Lance znalazłam raj na ziemi. Ale to tu, w Tajlandii, znaleźliśmy jeszcze lepsze miejsce. Kurcze, świat jest naprawdę piękny!! A my tak mało go znamy, tak mało jeszcze zobaczyliśmy.. Ale chwila, gdzie ten raj?

DSC08299

DSC08225

Ta mała wysepka o nazwie Koh Kradan znajduje się na południowym zachodzie Tajlandii, godzinę jazdy samochodem z Krabi do Trang i kolejną godzinę płynięcia statkiem. Spoglądając na mapę, szukajcie większej wyspy Koh Mook – w pobliżu będzie właśnie Koh Kradan, choć ostrzegam, bo na każdej mapie jej nie znajdziecie. My też mieliśmy problem, żeby się tu dostać, bo nie wszyscy chcieli nas tu zawieźć i nie wszyscy wiedzieli, gdzie właściwie ona jest. A przecież David, u którego byliśmy w Chiang Mai tak bardzo nam ją polecał. I miał rację, tu jest przepięknie!! Ten raj ma ok. 2,5 km długości i jakieś 300, może 400 metrów szerokości. Odpływy są tu dwa razy na dobę, więc ciekawie jest iść w głąb morza ok. 500 metrów, uważając i przechodząc np. obok ukrytych jeży morskich.

DCIM100GOPRO

DSC08239

A czy można się tu nudzić? Trochę tak, ale zależy co kto woli. Jeśli lubisz gwar, tłok, imprezy – nie jest to miejsce dla Ciebie. Wybierz bardziej turystyczną wyspę. My z kolei spędziliśmy tu nasze ostatnie 4 dni pobytu w Tajlandii. Odpoczęliśmy, zrelaksowaliśmy się, nabraliśmy sił na powrót do codzienności. Niewielu turystów, mało atrakcji – idealne miejsce na wyłączenie się.. tak po prostu.

DSC08258

Informacje praktyczne:
– bilet lotniczy Air Asia: Chiang Mai- Krabi ok. 5000 bath/os. (zamawiany dopiero w Tajlandii);
– dojazd z lotniska do centrum Krabi: 800 bath/bus;
– transport na wyspę: Krabi – Trang (3000 bath/bus), Trang – Koh Kradan (2300 bath/łódka);
– nocleg Kradan Island Resort – dwa domki 200o bath/doba i 1800 bath/doba – znaleźliśmy dwa ostatnie; inna opcja 15000 bath/doba – tak, nie pomyliłam się z zerami (!!);
– smaczne, obfite („szwedzki stół”) i niedrogie śniadania – Kradan Beach Resort – 200 bath/os.;
– najtańsze obiady – Paradise Lost (ścieżką w głąb wyspy).

DSC08279

DSC08285

DSC08291

DSC08447

DSC08571

DSC08590

DSC08222

DCIM100GOPRO

DCIM100GOPRO

DCIM100GOPRO

PO TRZYDZIESTE ÓSME – plemiona górskie

Wg Wikipedii, około 2 % tajskiej ludności stanowią plemiona górskie podzielone na różne grupy etniczne. Zachowują swoje stroje, zwyczaje, język, wierzenia. Wielu turystów przyjeżdża w północny region Tajlandii, aby spotkać właśnie  niektóre z tych plemion. To, że i my chcieliśmy zobaczyć, spotkać ludność kultywującą  swoją tradycję i pochodzenie, chyba nikogo z Was nie dziwi. Tak naprawdę i my, Europejczycy, na co dzień mało odróżniający się od społeczeństwa  sąsiadujących krajów, byliśmy, jesteśmy i będziemy ciekawi wyglądu, zachowania, odmienności tych grup oraz ich pierwotnego życia.

Będąc w Tajlandii trafiliśmy do wioski Baan Tong Luang, właściwie do kilku wiosek, bo każda z nich zamieszkiwana jest przez inne plemię. Mogliśmy podejrzeć ich życie „od kuchni” – troszkę przygotowane pod turystów. Jedni powiedzą, że są to skanseny albo zoo z ludźmi. Coś w tym jest, nie zaprzeczę. Ale z drugiej strony Ci ludzie muszą z czegoś żyć, utrzymać rodzinę i nakarmić dzieci. Jeśli więc tylko i aż swoim życiem mogą zarobić, pokazując je innym, to dlaczego mieliby z tego nie skorzystać? Wpływ turystów i zostawianych pieniędzy widać „od podwórka”. Bambusowe chaty z klepiskiem, a w tyle skuter. Przecież każdy z nas chce uprościć sobie życie. Każdy do czegoś dąży, odkłada, oszczędza. Także i oni. Czy nie o to też chodzi?

DSC07240

Najważniejsze z plemion zamieszkujących Tajlandię to:

    • KAREN – najliczniejsze z plemion górskich, pochodzące z Tybetu, następnie przemieszczone do Birmy i stąd napływające. Karenowie noszą głównie ręcznie robione naszyjniki z naturalnych materiałów oraz białe chusty

DSC05144

      • KAJAN – podgrupa Karenów, budząca największy podziw i ciekawość turystów. Słynie z metalowych obręczy noszonych przez kobiety na szyi

DSC07217

DSC07211

DSC07233

DSC07213

DSC07232

DSC07219

DSC07203

    • LAHU – grupa etniczna pochodząca z chińskiej prowincji Yunnan, z charakterystycznymi  metalowymi kolczykami u kobiet

DSC05140

      • HMONG – pochodzące plemię z Mongolii migrujące głównie do Chin, Wietnamu, Laosu i Tajlandii

DSC07192

image

DSC05161

      • PALONG – bardzo rzadko spotykana  i niewielka grupa etniczna , migrująca z Birmy dopiero w latach 80′ XX wieku

DSC05168

    • AKHA – pochodzące z Birmy bardzo strojne plemię z fantazyjnymi nakryciami głowy przyozdobionymi monetami, frędzlami i licznymi haftami

DSC07283

DSC06989

    • MIEN (YAO) – grupa migrująca z Chin z dużymi czarnymi turbanami i długimi tunikami

DSC07311

DSC07304

Informacje praktyczne:

– jeśli chcecie się udać do opisanej wioski plemion górskich kierujcie się z Chiang Mai na Fang Road, po kilku kilometrach skręcamy w lewo na Mearim – Samuang Road. Dalej powinny być drogowskazy;

– bilet wstępu do Baan Tong Luang – 500 bath/os.